To gdzie się jutro zobaczymy?
Zaczęło się niewinnie. Lublin, 27 grudnia 2012, godzina 14, poimprezowe samopoczucie (if you know what i mean). Wpada Marek. Jakieś klucze zgubione przynosi, odpala internety i rzuca od niechcenia, że bilety do Budapesztu za 8 złotych…
Bęc!
W mojej głowie z prędkością światła pojawiały się tysiące myśli. Że w zasadzie czemu nie ? Że przecież nic nie stoi na przeszkodzie. Że jakoś tak zawsze chciałam, ale nigdy nie było okazji. I że im dłużej będę myśleć, tym więcej powodów znajdę, żeby nie jechać. Tak więc, w myśl zasady „a teraz szybko zanim dotrze do nas, że to bez sensu” – jedźmy! A raczej lećmy! Słowo się rzekło, bilety kupione, niespełna tydzień później pakowałam plecak. Wcześniej Marek znalazł hostów na couchsurfingu u których mięliśmy się zatrzymać. W międzyczasie przybyło trochę obaw, że przecież wydam dużo pieniędzy, że za zimno, że jak to tak spać u obcych ludzi i czy to w ogóle wypada tak z (jeszcze wtedy) kolegą.
O 23 byliśmy w Budapeszcie. Po kilku telefonicznych instrukcjach, dotarliśmy na miejsce. Przywitało nas dwóch niewiele od nas starszych polaków i ich wielka Szisza na środku kuchennego stołu.
-Siema, rozgośćcie się, jak w lodówce znajdziecie coś poza alkoholem możecie się częstować. My spadamy na imprezę do znajomych, jak się ogarniecie to wpadajcie do nas. Tutaj macie klucze. To do zobaczenia później!
Yyyy… serio ? 😀 Duży dom w samym sercu Węgierskiej stolicy do naszej dyspozycji i dwóch gości, którzy chcą nas zabrać na imprezę? Może mnie ktoś uszczypnąć? No ale z racji, że było późno, że byliśmy zmęczeni po locie, że trzeba było się rozpakować i wyspać porządnie przed zwiedzaniem to… echhh…. No pewnie, że poszliśmy! 🙂
Godzinę później w najlepsze zajadaliśmy się węgierską zupą z klopsikami na urodzinowej imprezie. Potem zwiedzanie Budapesztu nocą, z ogromem ochów i achów nad jego świątecznym przepychem. Resztę czasu spędziliśmy na intensywnym odkrywaniu węgierskiej stolicy i mimo zaledwie kliku godzin snu podczas całego pobytu, mieliśmy ku temu nieograniczone pokłady energii.
Parlament odbijający się w tafli Dunaju, Wyspa Małgorzaty, Wzgórze Zamkowe, Baszta Rybacka, Plac Bohaterów… A wszystko to w niewiarygodnie intensywnym jak na tę porę roku słońcu. Tłumaczyłam sobie, że to właśnie ono utrudnia mi rozszyfrowanie planu miasta ale… echhh kogo ja chcę oszukać? Choćbym nie wiem jak się starała, nawet mając GPS w ręku, zawsze pójdę w odwrotnym kierunku, niż myślałam…
Ale nie ma tego złego… Jak tylko mapę schowałam do kieszeni, przekonałam się, ze najlepszy plan to brak planu. A żeby dojść do celu, nie trzeba go wcale szukać, wystarczy się zgubić…
W międzyczasie nasi hości (Przemek i Andrzej) dbali abyśmy poznali Budapeszt nie tylko z tej turystycznej strony. Dzięki nim odwiedziliśmy lokalne miejscówki do których sami prawdopodobnie nigdy byśmy nie dotarli. Jedna z nich, która najbardziej utkwiła w pamięci to Szimpla Kert, niezwykle klimatyczna knajpa, z nieco hipsterskim wystrojem.
Do tej pory pamiętam jak na parkiecie, dla ochłody ktoś rozdawał kostki lodu, a DJ od czasu do czasu rzucał nimi w tańczący tłum. Zamiast stroboskopu jakiś facet machał latarką, roztaczając po sali spektakularne efekty świetlne. Tak… Z pewnością jest to miejsce warte odwiedzenia.
Przemek i Andrzej nie pozwolili nam się nudzić, toteż weekend zleciał zdecydowanie za szybko. Mimo że podróż powrotna zajęła nam niecałą godzinę, to w głowie zdążyłam ułożyć sobie co najmniej kilkadziesiąt takich wycieczek. Jednak najbardziej nie dawała mi spokoju myśl, dlaczego nigdy wcześniej nie wpadłam na to, że tak niewiele trzeba, do tak wielu wspaniałych wspomnień?! A dokładnie 75 złotych… Tak, dokładnie tyle, razem z przelotem, wyniósł mnie długi weekend w Budapeszcie. To jak? Dalej myślisz, że nie masz pieniędzy żeby się ruszyć? Serio?
A może nie o pieniądze tutaj chodzi? Jak to mówią, kto chce szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu, a że każdym kierują inne pobudki może warto by było się nad nimi zastanowić? Zadać sobie jedno szczere pytanie: „Czemu właściwie do jasnej Anielki nie?!” I równie szczerze na nie odpowiedzieć. W moim przypadku wystarczyło znaleźć odpowiedniego kompana, kogoś kto w podróżowaniu widzi więcej, niż przytulny hotelik i drinki z parasolką. No może poza faktem, że ciągle przechodził na czerwonym świetle, do czego ja nie mogłam się przyzwyczaić i daję słowo, że co najmniej 3 razy uratowałam mu życie! 🙂
Jeśli nie masz kogoś takiego, to daję głowę (no dobra, rękę), że jest ktoś kto szuka tak samo jak Ty 🙂 Polecam się o tym przekonać tutaj –> Podróżnik/Podróżniczka poszukiwani
Nie wiesz gdzie szukać biletów w okazyjnej cenie? Ja zaczęłam od polubienia wszystkich możliwych fanpagy, które w nazwie miały cokolwiek na temat tanich lotów, czy podróżowania…
(Te polecam najbardziej: Fly4free, www.esky.pl, Flipo.pl, MlecznePodróże, TanieLoty, SamolotemTaniej)
Nie wiesz gdzie się przespać? Zarejestruj się tutaj: www.couchsurfing.com, oprócz darmowego noclegu, znajomości z całego świata są w zasięgu ręki.
O samym Budapeszcie mogłabym mówić i mówić, ale nie o tym miał być ten wpis. Żeby więc zakończyć jakąś elokwentną puentą, no dobra, po prostu puentą, dodam: zlokalizuj swoje „powody” i zamień je na „sposoby” – do dzieła! 🙂
Komentarze
Wow rewelacja!!! 🙂 ja troszkę podróżowałam, ale nigdy na takim spontanie :((( jakoś wolę wcześniej mieć zaplanowany hotel itp. Ale w sumie na sam weekend …. kurcze, aż głowa mnie boli od myślenia 😀 hahaha obczaje sobie te Twoje stronki!! 🙂 Pozdrawiam również z Lublina 🙂
Tez kiedyś wolałam wszystko zaplanować i własnie od Marka nauczyłam się takiej spontaniczności. Musisz kiedyś spróbować! 🙂 Powodzenia! I tym razem pozdrowienia z Warszawy. 🙂