Hola Dominikana – prawdziwe oblicze kraju.
Ci, którzy już nas trochę znają wiedzą, że gdy odwiedzamy jakiś kraj, chcemy go poznać jak najlepiej. Wolimy wyjść do ludzi, zamiast zamykać się w kurortach i ograniczać do hotelowych plaż… Dlatego też od początku wiedziałam, że wycieczka Hola Dominicana, będzie obowiązkowym punktem naszego pobytu. Krzysiek znowu sprostał zadaniu, a w bogatym programie, każdy mógł znaleźć coś dla siebie. No ale od początku… 🙂
1. Fabryka cygar.
Docieramy do małego niepozornego budynku, w którym kryje się królestwo tytoniu. Na dzień dobry każdy dostaje cygaretkę, o wybranym przez siebie smaku i zaczynamy degustacje. Wanilia, wiśnia, ananas, czekolada… Ja polecam tę ostatnią, bo mimo że nie palę, to wąchałam ją bez przerwy!
W środku zastajemy trzech pracujących mężczyzn. Panowie precyzyjnie obchodzą się z każdym liściem tytoniu i zręcznie skręcają cygara. Gosia, nasza przewodniczka, opowiada o całym procesie produkcji, tłumacząc co dzieje się w każdym z etapów. Dowiadujemy się jak rozpoznać oryginalne cygaro, dlaczego ich ceny są tak różne i jakich składników używa się do produkcji.
Ochotnicy mogą skręcić swoje własne cygaro. Na koniec mamy chwilę, żeby się rozejrzeć w przyfabrycznym sklepiku. Ceny są całkiem atrakcyjne i mamy gwarancję, że kupujemy oryginalne cygara, a nie skręcone liście bananowca, dlatego jeśli planujecie tytoniowy zakup, jest to idealne miejsce.
2. Dominikański dom.
Kolejny punkt na naszej mapie, to dominikański dom. Cechą charakterystyczną tutejszych gospodarstw domowych, jest ich wielopokoleniowość. Od dzieci, po rodziców, poprzez dziadków, pradziadków i tak, aż do najstarszych pokoleń – zazwyczaj wszyscy w jednym domu. Tych ostatnich przedstawia obraz wiszący na ścianie w salonie. Małżeństwo z fotografii dożyło stu kilkunastu lat…
Obowiązkowym elementem każdego dominikańskiego domu są bujane krzesła! Im bogatsza rodzina, tym więcej krzeseł, ale nawet Ci najbiedniejsi muszą mieć chociaż jednego bujaka na tarasie.
3. Rancho Las Frutas.
Z dominikańskiego domu udaliśmy się do Rancho Las Frutas, na plantację kawy, kakao i wielu innych roślin, których nazwy nie jestem w stanie powtórzyć. Wszędzie zieleń, gałęzie uginające się pod ciężarem kolorowych owoców, a w zagrodzie biegające świnki. Zobaczyliśmy jak wyglądają ziarna kawy i kakaowca i mieliśmy okazję spróbować ich prosto z drzewa.
Podczas spaceru po ogromnym ogrodzie znaleźliśmy imbir, noni, awokado, marakuję, platanowce, zapote, karambolę, cytrusy… Wizyta skończyła się degustacją owoców, kawy i czekoladowej herbatki. Jednak świeżo starte kakao z dodatkiem cukru trzcinowego, to największa pychota!
Po słodkiej przekąsce przyszedł czas na małe zakupy… Przyjechaliśmy na lokalny targ. Od zapachów i kolorów, aż kręciło się w głowie, a oprócz warzyw, owoców i żywego inwentarza, można było tam znaleźć także elektronikę, czy zabawki. Dla mnie to miejsce mimo całego zgiełku i hałasu miało w sobie jakąś magię. Mogliśmy wmieszać się w tą gwarną atmosferę, obserwować jak toczy się zwyczajny dzień na targowisku, czy kupić lokalne przyprawy za jednego dolara.
To co najbardziej rzuciło mi się w oczy, to mięso, a raczej warunki w jakich jest przechowywane… Kurczaki, krowy, świnie powieszone na hakach, w prawie 30sto stopniowym upale, często razem z głową…
Po takiej całodniowej ekspozycji mięso na noc wędruje do solanki, potem znowu na targ i tak w kółko, aż ktoś go nie kupi… Podobno w ostatniej fazie często trafia do hoteli i na stoły turystów. I to właśnie jeden z tych powodów, dla których wolimy żywić się tam gdzie mieszkańcy…
5. Bazylika w Higuey.
Następna na liście jest Nuestra Señora de la Altagracia w Higuey, czyli Bazylika pod wezwaniem Matki Bożej z Altagracia – patronki Dominikany. Oryginalna i nowoczesna architektura w niczym nie przypomina innych dominikańskich budowli.
Aby wejść do środka, trzeba mieć stosowny strój, w innym wypadku dostaje się takie oto szykowne okrycie… 🙂
Pobliski teren porastają bujne palmy, dające pielgrzymom schronienie przed słońcem. Każdy chce sobie zrobić zdjęcie z najsłynniejszą w kraju bazyliką.
Można powiedzieć, że to taki dominikański odpowiednik Częstochowy, bo przyjeżdżają tu wierni z całego kraju. Starzy, młodzi, niepełnosprawni, matki z dziećmi… Każdy chce dotknąć obrazu znajdującego się przy ołtarzu i pomyśleć życzenie, a potem zapalić znicz w wybranej intencji… Papież Jan Paweł II był tu podczas jednej ze swoich pielgrzymek w 1992 roku, czym Dominikańczycy bardzo lubią się chwalić.
6. Cabanas – dominikańskie miejsce schadzek.
Kolejnym punktem programu miała być szkoła, ale będąc na urlopie zupełnie zapomnieliśmy, że przecież jest okres świąteczny i dzieci mają wolne. Jednak nie ma tego złego… Ostatecznie trafiliśmy gdzieś, gdzie dzieci raczej wstępu nie mają, ale podobno spora część z nich właśnie tam mogła być poczęta… 🙂 Z racji tego, że w dominikańskich domach mieszkają duże rodziny, ciężko jest liczyć na odrobinę intymności… To właśnie dlatego tak popularne są tam Cabanas, czyli osiedla uciech, z rzędami kolorowych motelików. Najtańsze pokoje kosztują 700 peso za 4 godziny, a te najdroższe około 1800 peso.
Każdy taki domek obowiązkowo musi mieć zamykany garaż i duże łóżko. Reszta luksusów zależy od ceny… W tych najdroższych można znaleźć jacuzzi, rurkę do tańca, plazmę, lustra na suficie, czy fotele przystosowane do igraszek. W przeliczeniu na złotówki 8 godzin w takim pokoju miłości, to niespełna 100 złotych, więc w sumie całkiem tania noclegownia. 😀
Po tej dość nietypowej wizycie, przyszedł czas na obiad. Moje serce skradły nie tylko pyszna rybka, marakuja, czy kulki kukurydziane, ale przede wszystkim niesamowite widoki! Restauracja La Bahia, położona jest na wysokim, klifowym wybrzeżu, a z tarasu rozpościera się piękna panorama. Bardzo klimatyczne miejsce i przepyszne jedzenie.
Następny przystanek, to rzeka Rio Yuma, którą przepływamy łodzią motorową. Gromadka dzieciaków rozdaje nam kamizelki ratunkowe i pomaga wejść na łódkę. Koryto rzeki porośnięte jest bujną roślinnością, a na gałęziach drzew zobaczyć można wylegujące się iguany.
Ze skalnych ścian gdzieniegdzie wystają metalowe haki, przy których dawniej cumowały pirackie statki. Robimy także przystanek w jaskini, gdzie kiedyś podobno przechowywane były ich skarby…
W połowie trasy można także zobaczyć łódź piracką, wyłowioną z dna rzeki. Niczym nie przypomina ona statku Jacka Sparrow-a, ale wystarczająco pobudza wyobraźnie. Po drodze mijamy zarzucających sieci rybaków i podziwiamy bogactwo tropikalnej fauny i flory…
W drodze powrotnej odwiedziliśmy haitańską wioskę. Wcześniej za radą Gosi, zaopatrzyliśmy się w jedzenie i słodycze, które rozdaliśmy na miejscu.
Sytuacja Haitańczyków na Dominikanie jest bardzo ciężka, więc to co zastaliśmy nie było łatwym widokiem… Małe blaszaki bez okien, dzieci biegające bez butów, czy ubrań…
Jednak mieszkańcy, mimo przeciwnościom losu, byli przyjaźni i uśmiechnięci. Plusem Dominikany jest to, że ze względu na żyzną glebę i 2/3 kraju porośniętego zielenią, nie ma tutaj głodu, w przeciwieństwie do Haiti, gdzie tereny zielone to zaledwie 2%… Nic więc dziwnego, że mieszkańcy stamtąd uciekają. Haitańska wioska była ostatnim miejscem, które odwiedziliśmy, stamtąd ruszyliśmy prosto do hotelu.
To był bardzo aktywny dzień… Dotarliśmy w miejsca o których wcześniej nawet nie słyszeliśmy. Jeśli więc ktoś z Was chce poznać dominikańską kulturę i życie codzienne mieszkańców, to polecam wycieczkę Hola Dominicana. Dla mnie to jeden z fajniejszych dni, jakie spędziliśmy podczas naszego urlopu, zaraz obok rejsu na Catalinę. 🙂 A Wam, który punkt podoba się najbardziej?
9 Comments
Fantastyczna relacja, inna, wyczerpująca. Podoba mi się taka mniej turystyczna część. Pozdrawiam.
Bardzo dziękujemy 🙂 Staraliśmy się oddać prawdziwy klimat zarówno tej wycieczki, jak i całej Dominikany 🙂
Bujany fotel, świeże owoce… Pod pewnymi względami rajskie życie ;).
Jaki kraj takie życie… Na Dominikanie rajskie! 🙂
Piękne zdjęcia, bardzo autentyczne.
Dziękuję! 🙂
Standardy przechowywania żywności podobne jak w Wietnamie ;]
I jak w Maroku 🙂
Gdzie znajduje się fabryka cygar jeśli można?