Brno na weekend – co zwiedzać i gdzie zjeść?
Czy Brno na weekend to dobry pomysł? Zdecydowanie! Ja najbardziej lubię odkrywać nowe miejsca bez map, czy przewodników, błądząc tam gdzie poprowadzi mnie intuicja. I tak z pewnością mogłabym zwiedzać Brno, bo miasto ma w sobie wielki potencjał!
Tym razem miałam tylko dwa dni, a w takich sytuacjach lubię zdać się na kogoś, kto dobrze zna dane miejsce i może przede mną odkryć wszystkie jego uroki. Jak się okazało nawet w tak krótkim czasie można się w Brnie zakochać, zwłaszcza jeśli pokaże Wam je ktoś, kto zna je jak własną kieszeń, tak jak organizatorzy naszego wyjazdu – Krzysztof Piekarski i Filip Hlavinka z Grono Tour. Dlatego pozwólcie, że teraz to ja Was oprowadzę, zabierając w te miejsca, które polecają nie tylko przewodniki, ale przede wszystkim lokalni! Gotowi? 🙂
Brno na weekend – gotowy plan zwiedzania
Jeśli planujecie odwiedzić Brno na weekend, to przyjmijmy, że waszą podróż zaczynacie od piątku wieczorem. Po pracy wsiadacie w samochód i docieracie na kolację – z Katowic to tylko 3 godziny jazdy. Wybór noclegów jest tu bardzo duży, na każdą kieszeń i każdy standard. My zatrzymaliśmy się w Best Western Premiere, przytulne pokoje z widokiem na miasto, pyszne śniadania i świetna lokalizacja, to niewątpliwe plusy tego miejsca.
Ale, ale… W Brnie znajdują się także dwie wyjątkowe hotelowe perełki, jednak zostawię je na deser – na sam koniec tego wpisu… 🙂 Prosto z hotelu zabieram Was na kolację do Atelier Cocktail Bar & Bistro. Dlaczego akurat tam? Bo w tym miejscu znajdziecie połączenie pysznej kuchni morawskiej i lokalnego wina. Jak twierdzi Filip, to wcale nie takie oczywiste, bo w wielu tutejszych knajpach do regionalnych przysmaków serwują piwo, a nasza podróż przebiegała właśnie szlakiem morawskich win (więcej o tym opowiem w kolejnych wpisach).
O winach i smakach opowiadał nam sam właściciel lokalu, serwując wegańskie pyszności dla mnie i mięsne przysmaki dla reszty ekipy. Szparagi z dodatkiem grzybów, orzechów i porzeczek, kopytka w buraczanym sosie i na deser lody ze sfermentowanego wina, oprószone bezą z dodatkiem winogron… Czyż nie brzmi jak raj dla podniebienia? Odważne połączenia smaków w towarzystwie najlepszych win, przytulny wystrój i kameralna atmosfera, to idealny opis Atelier Bistro. A jeśli do tego lubicie pożartować, to powinniście tutaj zajrzeć chociażby ze względu na przemiłego właściciela, któremu z pewnością nie brakuje poczucia humoru… 🙂
Po kolacji zabieram Was na nocny spacer – najpierw obok Starego Ratusza, stamtąd na drinka do kultowego „Baru, który nie istnieje” (o ile znajdziecie stolik, bo to bardzo oblegane miejsce zwłaszcza w weekend), potem przez plac Wolności i na koniec na piwo „U Tomana”, ważone na miejscu – polecam zwłaszcza ciemne i marcowe! Potem już prosto do hotelu, regenerować siły na kolejny intensywny dzień.
Poranek zaczynamy raczej nietypowo, bo prosto z pysznego śniadania ruszamy do Kostnic przy Kościele św. Jakuba. Nie jest to wizyta lekka, łatwa i przyjemna, ale miejsce niewątpliwie warte zobaczenia. Wnętrze i ściany pokryte są… ludzkimi kośćmi! Od podłogi, aż po sam sufit. Znajdujące się tam szczątki, to pozostałości z dawnego miejskiego cmentarza i krypt, które znajdowały się pod Kościołem. Liczbę pochowanych szacuje się na 50 tysięcy, co plasuje kostnicę Św. Jakuba na drugim miejscu w Europie, zaraz po paryskich katakumbach.
Miejsce na nowo zostało odkryte dopiero na początku XXI wieku, podczas prac archeologicznych. Jakie osobistości zostały tam pochowane i co jeszcze odnaleźli archeolodzy? Tego dowiecie się na miejscu, bo w kasie można odebrać krótki przewodnik, w którym opisana jest historia miejsca – także po polsku. Zwiedzaniu towarzyszy dedykowana muzyka, skomponowana przez czeskiego kompozytora Milosa Stedrona, która potęguje mroczny i podniosły klimat miejsca… Za bilety zapłacicie 140 CZK, studenci o połowę mniej.
Sam Kościół Św. Jakuba, to przepiękna późnogotycka świątynia zachwycająca rozmachem i jednocześnie prostotą. Neogotycki ołtarz główny, późnobarokowe ołtarze boczne, barokowa ambona… Choć brzmi to jak wybuchowa mieszanka stylów, to wszystko ma tu swój porządek. Uroku dodają gwieździste sklepienia na suficie i wielkie okna wypełniające światłem jasną przestrzeń kościoła. Ciekawostką jest także oryginalny pomnik znajdujący się na zewnętrznej fasadzie, który przedstawia gołą pupę… 😀
Idziemy dalej! A przed nami pomnik jeźdźca na koniu z nogami żyrafy – jeden z pocztówkowych symboli Brna, przedstawiający postać Jodoka z Moraw. Jednak to nie przydługie nogi są w nim najciekawsze. Gdy staniecie pod klatką piersiową i głową konia, to wcale nie zobaczycie widoku jak spode łba, a raczej jak spod ogona… 🙂
Czesi w swojej twórczości zdecydowanie nie są pozbawieni dystansu, a kolejnym tego dowodem jest sześciometrowy zegar znajdujący się w centralnej części Brna na placu Wolności. Czarny granitowy posąg również łudząco przypomina męski członek, chociaż w założeniu twórców miał być odwzorowaniem wielkiego naboju – symbolu bohaterstwa miasta w czasie wojny trzydziestoletniej. Żeby było śmieszniej zegar codziennie o godz. 11, z jednego ze swoich czterech otworów, wyrzuca szklaną kulę. Jeśli jednak chcecie być szczęśliwcami, którzy ją złapią, musicie odpowiednio wcześnie włożyć rękę do środka i czekać, bo jak się okazuje amatorów szklanych kulek w Brnie nie brakuje.
Dalej ruszamy na Stary Ratusz, żeby z wieży widokowej podziwiać miasto i jego najważniejsze zabytki, a uwierzcie, patrzeć jest na co… Za wstęp na wieżę zapłacicie 70 CZK. W przejściu do ratusza na suficie zobaczycie także niecodzienny pomnik, a mianowicie krokodyla, który według legendy niegdyś był postrachem Brna.
Po pokonaniu schodów na 63-metrową wieżę ratusza na pewno zgłodnieliście… Zapraszam więc na obiad do Elsner Bistro! Restauracja znajduje się w świeżo wyremontowanym pałacu barokowym, zaraz obok Rynku Kapuścianego. Jeśli lubicie pyszne i zdrowe jedzenie przygotowywane wyłącznie z naturalnych składników, a idea zero waste nie jest Wam obca, to Elsner Bistro na pewno się Wam spodoba!
Przemiła właścicielka, którą poznacie po szerokim uśmiechu i blond lokach, skutecznie dba o atmosferę restauracji. Jej przepisy stanowią sporą kulinarną zagwozdkę, wszystko jest równie pyszne, jak i tajemnicze… Sos do mojego makaronu z cukinii przygotowany był np. z dodatkiem malwy! Oczywiście sama na to nie wpadłam, ciężko byłoby mi rozpoznać coś, czego nigdy wcześniej nie jadłam. A że uwielbiam próbować nowych rzeczy, to miejsce szczególnie mnie oczarowało.
Jeśli wybieracie się tutaj większą grupą, to jestem pewna, że pokochacie okrągły drewniany stół, który się tam znajduje. Można się przy nim poczuć jak na domowym, rodzinnym obiedzie. Poza daniami z karty przy bistro można także kupić ciekawe smakołyki – naturalne dżemy, słony karmel oraz ciastka i pieczywo wypiekane na miejscu. Ach no i oczywiście morawskie wino!
A po obiedzie zajrzyjmy na Zelný Trh, czyli tzw. Rynek Kapuściany. Możecie znaleźć tu świeże owoce i warzywa sprzedawane przez lokalnych kupców. Ryneczek poznacie nie tylko po kolorowych straganach, ale i po olbrzymiej barokowej fontannie Parnas. Wokół placu możecie zobaczyć kilka ciekawych budowli, m.in. teatr Reduta z pomnikiem Mozarta, muzeum ziemi Morawskiej – Dietrichsteinský palác, teatr Husa na provázku, czy Malý Špalíček.
W podziemiach rynku znajdują się labirynty o długości prawie tysiąca metrów, które do zwiedzania udostępniono niespełna 10 lat temu. Pośród korytarzy i piwnic na podziemnej ekspozycji można zobaczyć archeologiczne znaleziska oraz dawne metody przechowywania jedzenia i wina. Nam niestety nie starczyło czasu, by zobaczyć to miejsce, ale to tylko kolejny powód, żeby wrócić do Brna!
Kolejne miejsce, o którym Wam opowiem, to absolutny must see! Jeśli znacie moją słabość do opuszczonych domów i starych budowli, to ta rekomendacja nie powinna Was zdziwić. Mowa o willi Tugendhatów, miejscu absolutnie wyjątkowym, które w pełni zasłużenie ma swoje miejsce na liście UNESCO. Willa Tugendhat, to luksusowy dom jednorodzinny, który powstał 90 lat temu, a swoim rozmachem i stylem może zawstydzić nie jedno najnowsze dzieło architektoniczne.
Wszystkie pomieszczenia i pokoje mają wyjątkowy klimat (czasem czułam się jak w szpitalu, albo więzieniu, a czasem jak w Białym Domu), do wystroju wykorzystano głównie naturalne materiały pochodzące z całego świata (kamienie szlachetne z Maroka i drewno z południowo-wschodniej Azji). Niemiecki architekt modernistyczny – Ludwig Mies van der Rohe, idealnie połączył elegancję i prostotę w jasnych i przestronnych wnętrzach, pamiętając przy tym o ich funkcjonalności.
Mieszkańcy domu nie nacieszyli się nim zbyt długo, po 8 latach emigrowali do Szwajcarii. W czasie wojny budynek został przejęty przez gestapo, mieściła się tu stajnia, potem ośrodek rehabilitacyjny dla dzieci i szkoła tańca. Dopiero w ostatnich latach willa została doprowadzona do obecnego stanu, a w marcu 2012 otwarta do zwiedzania.
Co najważniejsze rezerwację warto zrobić nawet kilka miesięcy wcześniej, bo miejsca rozchodzą się jak świeże bułeczki. Jeśli nie uda Wam się zwiedzić wnętrza willi, to zawsze zostaje piękny ogród, z którego przez wielkie okna zobaczycie m.in salon. Na zdjęciu poniżej znajdziecie ceny i rodzaje wycieczek oraz godziny otwarcia.
Pora na popołudniową kawę… A może grzane wino? Będąc w okolicy willi Tugendhat nie można pominąć kawiarni ERA. Jej stylowe wnętrze o minimalistycznym wystroju zdobią piękne niebiesko czerwone schody, które aż się proszą, by zrobić im zdjęcie… To idealne miejsce dla fanów architektury i dobrej kawy!
W Cafe Era możecie także coś zjeść, ale na kolację chciałabym zabrać Was w kolejne ciekawe miejsce na kulinarnej mapie Brna. A mowa o Forky’s i wcale nie dlatego, że to restauracja wegańska, bo mięsożerni koledzy byli nią oczarowani równie mocno jak ja. W menu znajdziecie od wrapów, przez burgery i na superbowlsach kończąc. Do tego duże porcje i pyszne smaki, łączące kuchnie czeską i wegańskie specjały z całego świata.
Ceny wahają się w okolicach dwudziestu kilku złotych i naprawdę można się najeść. Ale dobre jedzenie, to nie jedyny plus Forky’s. Kolejnym jest klimatyczny wystrój z pięknym kryształowym żyrandolem w centrum lokalu oraz dużo miejsca na parterze i piętrze, gdzie znajduje się drugi bar.
No i na koniec obiecany deser – dwa wyjątkowe hotele w Brnie, które są zdecydowanie czymś więcej, niż tylko miejscami do spania… I chociaż na pierwszy rzut oka wydają się kompletni inne, to mają jedną wspólną cechę – w obu można się poczuć jak ktoś zupełni inny…
Pierwszy z nich, to 10-Z Bunker – schron przeciwlotniczy wybudowany w czasie II wojny światowej, przebudowany na schron przeciwatomowy. Miejsce to zostało odnowione całkiem niedawno, a 3 lata temu udostępnione dla zwiedzających jako zabytek techniki. Panuje tu stała temperatura 14 stopni, dlatego odwiedzając schron latem dostaniecie specjalne wojskowe płaszcze, które jeszcze bardziej pozwolą Wam się wczuć w klimat miejsca…
Własny system wentylacji, generator prądu, czy pojemnik na wodę pozwalają uwierzyć, że to miejsce było w stanie pomieścić i utrzymać przy życiu nawet pół tysiąca najważniejszych mieszkańców Brna. Wszędzie widać sprzęt wojskowy, maski gazowe, telefony, a z drugiej strony dla kontrastu stare książki, zabawki, czy wózek dziecięcy… W jednym z pomieszczeń zachowały się sznury wisielcze i więzienne drzwi z wydrapanymi napisami…
Zwiedzając ostatni odcinek schronu pokonuje się kilka korytarzy i sekretnych schodów, by na koniec przez małe niepozorne drzwiczki wyjść na dwór. Aż trudno uwierzyć, że na terenie bunkra znajduje się hostel! I chociaż o skromnym wyposażeniu, to idealny dla ludzi szukających niecodziennych wrażeń.
Tymczasem pora na drugą część deseru, czyli Anybody hotel. Przyznam szczerze, że nigdy wcześniej nie widziałam takiego miejsca. Znajduje się tam tylko kilka pokoi, a każdy z nich inspirowany jest innym filmem z lat 60tych i 70tych.
Co prawda na co dzień nie ma możliwości ich zwiedzania, ale dzięki organizatorom udało się nam zobaczyć kilka z nich. A oprowadzał nas sam właściciel. Kibicuję mu tym bardziej, że widziałam z jaką pasją opowiadał o tym miejscu. I chociaż tworząc hotel postawił wszystko na jedną kartę, jego pomysł okazał się sukcesem!
W każdym pokoju możesz wcielić się w innego bohatera filmowego, dzięki odpowiednim rekwizytom i wystrojowi. Na starcie dostaniecie tablet, który pomoże Wam w kreowaniu idealnej scenerii, ustawieniu świateł i muzyki… Studio fotograficzne, hamak na środku pokoju, czy wanna w salonie? Czemu nie!
Jeśli więc chcecie się poczuć, jak Audrey na śniadaniu u Tiffaniego, albo zatańczyć ostatnie tango w Paryżu, to róbcie rezerwacje w Anybody hotel. Najlepiej z wyprzedzeniem, bo chociaż miejsce do tanich nie należy, to na brak gości nie narzeka.
No i jak podoba się Wam Brno na weekend? A może planujecie odwiedzić je na dłużej? Pamiętajcie, że to o czym opowiedziałam, to tylko mała część tego, co możecie tutaj zobaczyć. Dla mnie to taki trochę czeski odpowiednik Lublina, studenckie miasto z dogodną komunikacją miejską (chociaż polecam spacery!), masą świetnych pubów i restauracji i bogatym życiem kulturalno-rozrywkowym.
Cieszę się, że miałam okazję poznać je w takich okolicznościach i towarzystwie… Razem ze mną Morawy zwiedzali fantastyczni polscy blogerzy – Tati i Michał z bloga Poszli-pojechali, Agata i Krzysiek z Before we get old, Marcin znany jako Wojażer i Mikołaj z Życie w podróży. Jeśli jesteście ciekawi jak im podobało się Brno, koniecznie zajrzyjcie na ich blogi!
A na wyjazd zaprosili nas Filip Hlavinka i Krzysztof Piekarski z GRONO TOUR, którzy świetnie spisali się w roli organizatorów! 🙂
Patronami naszej wizyty w Brnie byli także TIC Brno oraz Czech Republic – Land of Stories
Komentarze
Kościół Św. Jakuba w Brnie polecam zobaczyć 😉
Widzieliśmy <3 😀