Dawno temu w raju…

Zbliżał się długi weekend. Dyplomatycznie zaczęłam rozmowę nie od słów „czy”, ale „dokąd” jedziemy. Po krótkiej wycieczce palcem po mapie padło na Słowacki Raj. Zaopatrzyliśmy się w bilet podróżnika (75 zł za nieograniczoną liczbę przejazdów pociągami TLK przez cały weekend) i ruszyliśmy do Zakopanego. Tam kupiliśmy mapę słowackiego raju, wymieniliśmy trochę złotówek i… w drogę 🙂 Przez Łysą Polanę i Poprad prosto do Hrabusisc.
Podobno żeby w pełni zwiedzić jakieś państwo trzeba skosztować lokalnej kuchni, a że ta idea jest jedną z naszych ulubionych, to  przyświecała nam i tym razem 🙂 I chociaż szlag wziął moje zdrowe odżywianie to i na szlaku spaliłam kalorie.  Nasze bezdenne brzuchy po napełnieniu knedlami i pierogami z bryndzą były gotowe do drogi.

IMG_1109

Początkowo słoneczna aura z czasem zaczęła się psuć,  jednak podjęliśmy próbę dalszej wędrówki. Niestety nie doszliśmy daleko, bo ten kto kiedykolwiek chodził po górach wie, że kiedy zaczyna padać i zbliża się zmrok, dalsza droga po tonącym w błocie szlaku nie jest możliwa. I takie oto deszczowe okoliczności, zupełnie przypadkiem pozwoliły spełnić jedno z moich podróżniczych marzeń – nocleg w ambonie…

zdjęcia słowacja3Jak widać na załączonym obrazku wydawać by się mogło „błogość nad błogościami” – góry, natura, wino, piękne widoki… Jednak noc dostarczyła nam porządną dawkę adrenaliny. Sam fakt, że znajdowaliśmy się na terenie Słowackiego Parku Narodowego sprawiał, że każdy człowiek zobaczony w oddali był potencjalnym kandydatem do wręczenia mandatu za biwakowanie.

IMG_1145Kolejna rzecz, która zaskoczyła mnie podczas tej wycieczki to mgła, a raczej jej prędkość światła. Początkowo wśród zachwytów i westchnień jak szalona pstrykałam z ambony dziesiątki zdjęć, by uwiecznić tę poruszającą się w oddali jasno mleczną śmietankę. Szybko jednak doszło do mnie że owa śmietanka wcale nie jest taka „w oddali” jak na początku mi się zdawało… Mięliśmy dosłownie sekundy na to, żeby wszystko spakować do plecaków, a buty włożyć do szczelnych worków, żeby wszystko nie zarosiło. Gdy tylko wnętrze ambony zaczęło wyglądać jak jedna wielka jednorazowa reklamówka, mgła zaczęła opadać. Ufff, razem z nią odeszło wspomnienie filmu „The Mist” gdzie w gęstej mgle jakieś krwiożercze istoty chciały zjeść całą ludzkość, czy coś w podobnym, równie głębokim i przerażająco porywającym stylu.

zdjęcia słowacja-002Z kolei około 2 nad ranem dach okazał się nie być tak szczelny jak się wydawało i coraz większa liczba spadających kropli zmobilizowała nas do obudzenia inżynierskiego zmysłu tworzenia dachowych konstrukcji. Plandeka z podłogi okazała się całkiem niezłym uszczelniaczem, chociaż przymocowanie jej w ciemności (też nie mam pojęcia jak mogliśmy zapomnieć o latarce…?!) bez odpowiednich narzędzi wcale nie było takie proste…

IMG_1158
W pewnej chwili mieliśmy wrażenie jakby na dole obok ambony w deszczu stał ktoś i się nam przyglądał (nawet teraz, pisząc to mam ciarki :P) , jednak mój detektywistyczny zmysł kazał mi sprawdzić na zdjęciu zrobionym w ciągu dnia co znajduje się w tamtym miejscu. Odetchnęliśmy z ulgą gdy okazało się, że to drzewo…  Ludzka wyobraźnia w środku nocy, w obcym kraju potrafi płatać figle, każdy szmer wydaje się nieść za sobą zagrożenie. Kiedy wreszcie udało się nam zasnąć zbudziły nas odgłosy zwierzyny, najprawdopodobniej dzików, które pod amboną szukały żołędzi (och jak bardzo byłam wtedy szczęśliwa, że nie śpimy w namiocie, tylko kilka metrów nad ziemią, zwłaszcza, że zostawione ślady rano wyglądały jak harce pijanego operatora koparki)…
Mimo wszystkich tych okoliczności  widoki, które nas obudziły w mgnieniu oka zdołały wynagrodzić nocne utrudnienia. Nie ma bowiem nic piękniejszego jak zjeść śniadanie patrząc na zatopione w chmurach Tatry, podziwiając pasące się owce i wdychać świeże górskie powietrze, po czym udać się w góry w kierunku Dobszyńskiej Jaskini Lodowej.

IMG_1156Żeby nie było za łatwo wybraliśmy sobie jeden z najdłuższych i najmniej uczęszczanych szlaków. Czasami miałam wrażenie, że ktoś biegał i rysował kierunkowskazy gdzie popadnie… Tym bardziej, że na szlaku nie spotkaliśmy ANI JEDNEJ żywej duszy. Nie licząc jaszczurek, żab, ryb i innych dorodnych okazów górskiej fauny. Jednak znaki najwyraźniej były umieszczone strategicznie, bo za  każdym razem jak tylko wydawało nam się, że zboczyliśmy z trasy z oddali wyłaniał się biało zielony kierunkowskaz , który zdawał się mówić „tak, tak, to nie żarty – tędy”. Nieliczne ślady po butach dawały nadzieje, że może rzeczywiście to nie żarty.

zdjęcia słowacja-003Pułapki pokazywały się zawsze bardzo niespodziewanie, wystarczyło chwilę się zapatrzeć na rajską scenerię, żeby sturlać się po stromym zboczu lub znaleźć po kolana w trawie i po kostki w wodzie, jednocześnie ani na chwilę nie zbaczając ze szlaku. Dzielnie dawaliśmy sobie radę na wszystkich przepaściach, łańcuchach, skałach i innych kleistych i rozciapcianych błotkach, które w mgnieniu oka zasysały stopy, żeby chociaż na chwilę nas zatrzymać. Kiedy doszliśmy do rzeki, gdzie dopiero po drugiej stronie widać było dalszy ciąg ścieżki, przeprowadziłam kompleksowe oględziny szerokości koryta i doszliśmy do wniosku, że nie ma wyjścia… Buty w dłoń i do przodu, przez rzekę. Marek pierwszy. Na pewniaka. Raz, dwa, trzy i znalazł się na drugim brzegu.

IMG_1195
Ja z pełną mobilizacją ruszyłam za nim, jednak zamiast przyjemnie orzeźwiającej wody, której się spodziewałam (no dobra łudziłam się, że takową zastanę) poczułam bezlitosną lodowatość przeszywającą całe moje ciało. Ostre kamienie wbijające się w gołe stopy wcale nie ułatwiły przeprawy, ale subtelne ukojenie przyniósł pisk, który nieoczekiwanie wydobył się z  mojej przepony, wypełniając echem cały słowacki raj. Kurcze, a tak chciałam wyjść na twardzielkę… Cóż, może innym razem. Ze strony Marka oczywiście jak zwykle spotkał mnie ogrom współczucia… Gdybym się w tej rzece przewróciła wyciągnąłby mnie z niej prawdopodobnie dopiero wtedy, kiedy  sam by się podniósł z ziemi po standardowym w takich momentach ataku śmiechu. Może jak kiedyś odpłynę z prądem wyćwiczy sobie zdolność empatii 🙂

IMG_1180
Po drodze mijaliśmy bajkowe jeziora z przejrzystą wodą, drewniane domki zaszyte miedzy sosnami, wodospady, łąki pełne kwiatów rodem z atlasów botanicznych.
zdjęcia słowacja-001
Widoki jak z pocztówki utwierdziły mnie w przekonaniu ze Słowacki Park Narodowy nie bez powodu nazwany jest Słowackim Rajem.

IMG_1181
Po kilkugodzinnej wędrówce doszliśmy do Dobszynskiej Jaskini Lodowej. Jak było? Przede wszystkim zimno! 3 stopnie mrozu sprawiły, że czułam się trochę jakbym znów weszła do rzeki na bosaka. Jeśli chodzi o wrażenia to osobiście wolę jednak bardziej dziewicze miejsca, gdzie swój ślad zostawiła tylko matka natura, a nie ręka ludzka, tam natomiast korytarze i schody odbierały cały urok miejsca.

xjaskinia (2)
Niemniej jednak widoki niezapomniane, monumentalne lodowce, skały od milionów lat pokryte śniegiem, lodowe rzeźby zbudowane z zamarzniętych kropel, stalagmity.  Aż trudno uwierzyć że do 1946 roku dozwolona tam była jazda na łyżwach. Ojjj zjechałby człowiek na jednej z takich lodowych górek… Tylko istnieje duże prawdopodobieństwo, że na mecie zostawiłby wieczny odcisk swojej twarzy 🙂

Pogoda co prawda nie pozwoliła nam zboczyć wszystkich wartych odwiedzenia miejsc, ale kto wie, czy gdyby nie deszcz udałoby się nam przenocować w ambonie?

IMG_1126
A jakie są wasze najciekawsze doświadczenia z noclegami na dziko? 🙂